– Lubię chodzić od piwnicy do piwnicy i próbować wyrobów naszych winiarzy. To nie są wyścigi, mamy czas na zwiedzanie, rozmowy, degustację – opowiada Tomasz Kowalski, kabareciarz i znawca wina.
– Byłeś jurorem w kilku konkursach winiarskich. Skąd to zainteresowanie winem?
– Pierwsze moje doświadczenie? Pamiętam siedzę na Drzewnej, u moich dziadków. Oni robią wino porzeczkowe. Rozlewają je do butelek. Ja w pewnym momencie chwytam szklankę i wypijam. Pół tej szklanki. Mając jakieś pięć lat. Było lekko kwaśne. Dziadkowie patrzą na mnie ze zgrozą. Uciekam ze wstydu do innego pokoju.
– Raczej chodziło mi o klasyczne wina, takie z winogron…
– W świat wina wciągnęła mnie książka Bogdana Kresa o zielonogórskim winiarstwie, fragment o winach musujących. Wtedy takich publikacji było niewiele, wina również. Za bardzo nie mieliśmy się czym chwalić. Dziś jest inaczej. Obecne wina oceniam bardzo dobrze. Jestem nimi zaskoczony. Wiedziałem, że winiarstwo się odrodzi, ale nie wiedziałem w jaki sposób. Nie myślałem, że ruszy tak z kopyta i będziemy mieli tylu wytwórców wina, jak na Polskę. W porównaniu z Europą jesteśmy karłem, ale sympatycznym.
– Przed laty wydałeś książkę o motywach winiarskich na budynkach. Jak ich szukałeś to miałeś pojęcie, że pod ziemią jest tyle ciekawych miejsc?
– Wiedziałem, że są piwnice, ale nie przypuszczałem, że jest w nich taki potencjał. Trzeba oddać hołd tym, którzy je odkryli i wydobyli na światło dzienne ten potencjał.
– Teraz wędrujesz po tych piwnicach z zawieszką na piersi?
– Tak. Nie należy śpieszyć. Nie trzeba zaliczać wszystkich piwnic na raz. Jeżeli ktoś nie ma siły i głowy, niech się wybierze do kilku. Może się przejść i podyskutować z winiarzami. Spytać jak robią wina, jak do tego doszli, dlaczego używają takich szczepów. Z pakietem degustacyjnym inaczej się zwiedza. Wolniej. Ma się mapkę. Czuje się, że jest się w grupie. Społecznością. Idzie ktoś z zawieszką, to można go pozdrowić, porozmawiać, spytać o wrażenia i ewentualnie pójść w miejsce, które polecił. Za jego smakiem. Gdzie był, co pił. Przecież jesteśmy w różnych kosmosach smakowych. Nalewają ci do kieliszków niewielkie porcje i możesz degustować. To cały urok tej imprezy.
– Turystyka winiarska to szansa?
– W skali Polski, Dni Otwartych Piwnic Winiarskich to duże wydarzenie. Nigdzie nie zobaczysz otwartych jednocześnie 20 piwnic. To jest naprawdę dużo. Niepowtarzalna impreza. W Zielonej Górze mamy obiekty, które przyciągają w sposób naturalny.
– Dziękuję.
Tomasz Czyżniewski